Cześć Wam ! Rozdział drugi nadal jest nie betowany, za co przepraszam. Na pewno pojawią się jakieś błędy (w szczególności z moją przypadłością ;// ) , więc za nie też przepraszam. Tak więc przypomnę, że Erick i Susan nie są biologicznymi dziećmi Wiktora, na początku podkreślałam to ( np. " (...) "ojca" (...) " ), lecz później odpuściłam to sobie. Mam nadzieje, że mi wybaczycie ; ]
Miłego czytania, oby Wam się spodobało.
Ps- W wypowiedziach Wiktora są błędy zamierzone.
- Mamooo
!
-
Wróciliśmy !
Kobieta
najpierw usłyszała dwie pary cichych kroków, skradających się tuż za jej
fotelem, a potem znacznie cięższe skierowane za chowającą się parką.
- Ciii…
Za chwilę skończę. Dajcie mi jeszcze minutkę .
-
Słyszycie robry ? – powiedział Krum, łapiąc
pod ręce Ericka i czochrając burzę loków Susan. Malec zaczął się wyrywać
z objęć "ojca", lecz ten nie dawał za wygraną i dalej trzymał go w mocnym
uścisku. Po chwili na pomoc bratu ruszyła
młodsza siostra, która uwiesiła się nogi mężczyzny chcąc go w jakiś sposób
unieruchomić.
-
Skończyłam. – powiedziała radośnie kobieta i odłożyła książkę na stojący tuż przed nią stolik. Spojrzała na
rozgrywającą się tuż przed nią scenę i wgłębi ducha uśmiechnęła się, widząc taką
czystą beztroskę odgrywającą się na jej nowiutkim dywanie w brudnych butach. –
Ściągać te buciory, ale już ! Ile razy Wam mówiłam, że w butach do qudditcha nie
macie chodzić po domu, a co dopiero po NOWYM dywanie. – powiedziała
grobowym tonem, ale zdradziła ją delikatna nuta czułości, którą dało się wyczuć w jej wypowiedzi.. – Wiktor zostaw moje dzieci. – powiedziała uśmiechając się do
chłopaka.
- Twoje ?! – zbuntował się, ale postawił "syna" na ziemie.
- Tak.
- Przyczyniłem się do ich wychowania w takim samym stopniu jak ty.
- Mhm oczywiście, tylko JA rodziłam je w bólach i cierpieniach, kiedy ty śmigałeś sobie na miotle. Gdyby nie Draco i Severus nie wiem, jakby to zniosła.
- To był cios poniżej pasa. Obrażam się – odparł i aby podkreślić swoje podejście do tej sytuacji, założył obie ręce na siebie. Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie i „odczepiła” Susan od nóg Wiktora. – Jak się bawiliście ?
- Twoje ?! – zbuntował się, ale postawił "syna" na ziemie.
- Tak.
- Przyczyniłem się do ich wychowania w takim samym stopniu jak ty.
- Mhm oczywiście, tylko JA rodziłam je w bólach i cierpieniach, kiedy ty śmigałeś sobie na miotle. Gdyby nie Draco i Severus nie wiem, jakby to zniosła.
- To był cios poniżej pasa. Obrażam się – odparł i aby podkreślić swoje podejście do tej sytuacji, założył obie ręce na siebie. Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie i „odczepiła” Susan od nóg Wiktora. – Jak się bawiliście ?
-
Okropnie.
-
Fajnie.
- Mogło
być lepiej.
-
Ustalcie wspólną wersję, a ja pójdę zrobić kolację.
- Chodź
Erick, pokaże Ci coś w szopie. – powiedział mężczyzna biorąc syna pod ramię i wyprowadzając
pod drzwi ogrodowe.
- Mogę
iść z Wami ? - zaćwierkotała radośnie
dziewczynka.
- Nie,
to jest tylko dla chłopaków. – powiedział jej brat i dumnie wyprężył pierś.
- Twój
brat ma rację, ale obiecuję że jutro Tobie coś pokaże w ogrodzie, okey ?
- Okey.
– odparła nieprzekonana czterolatka.
Kiedy
tylko ojciec z synem zniknęli za drzwiami, Hermiona weszła ponownie do pokoju z
tacą pełną kanapek, sokiem pomarańczowym i herbatą. Spojrzała na smutną buzię
córeczki i wzięła ją na kolana, powolnymi ruchami zaczęła gładzić jej plecy
chcą dodać jej otuchy. Jako matka znała czułe punkty swoich dzieci i
wiedziała, że „drapanie” po plecach do
nich z pewnością należało. Poczuła jak pod wpływem jej dotyku, Susan się rozluźnia
a smutek z niej ulatuję.
- Weź
sobie kanapeczkę. – powiedziała nakładając na talerz jedną z najmniejszych
kanapek z ogórkiem, żółtym serem i szynką. Jej dzieci nigdy nie miały problemów
z jedzeniem, więc dlaczego miałaby im szczędzić tych chwil przyjemności jakie
dawało urozmaicone jedzenie.
Mała
szybko zaczęła pochłaniać przysmaki z talerza i już po chwili uśmiechała się
promiennie zjadając okruszki.
- Weź
sobie jeszcze jedną, jak Ci smakuje, kochanie. – nie uzyskała odpowiedzi, bo
mała buźka dziewczynki, ponownie była zapchana kuchnią matki. Wiedząc minę
córki, podała jej herbatę i kawałek serwetki, aby wytrzeć jej twarz.
-
Pychota.
- Cieszę
się. Już Ci lepiej ? - odparło jej
skinienie głowy. – Dobrze to teraz pójdź zawołać chłopaków.
Susan
nie trzeba było powtarzać. Nim matka się spostrzegła, burza ciemnobrązowych
loków znikała za ogrodowymi drzwiami. Rozłożyła resztę talerzy na stolę i
przyniosła ze stojącej w rogu pokoju komody, porcje szklanek. Do każdej z nich
nalała soku pomarańczowego, a do ostatniej dodała odrobiny wody. Wiedziała, aż
za dobrze, że dzieci czarodziejów mają ograniczone możliwości przyswajania
cukru, a w mugolskich sokach aż się od niego roiło, co nie omieszkała jej
wytykać matka, przy każdej wizycie widząc Wiktora i Ericka z puszką coli.
- Tato
to było fantastyczne ! Nie wiedziałem, że mamy coś takiego w szopie. Dasz mi
kied…
- Jak
bendziesz starszy. Teraz jestę za młoda.
- Hallo
ziemia do mężczyzn, kolacja czeka. Erick ta ostatnia jest twoja – powiedziała
wskazując na szklankę.
- Dziękuję.
- A
Susan została w ogrodzie ?
- Nie
mam pojęcia, przeciesz była tutaj z Toba cały czasa. – powiedział czarodziej, pomiędzy
połykaniem kanapek.
- Jak to
? Kazałam jej iść po was.
- Nikt
po Nas nie przyszedł.
-
Fantastycznie, nie ma co. Idź po nią, ja sama nie zejdę po tych schodach.
-
Przesadzasz, zaraz tutaj przyjdzie zobaczasz.
- Zaraz
to się ściemni. Masz po nią iść ! - w
tym samym czasie drzwi wejściowe się otworzyły, a do salonu weszła Susan w
przemoczonej kurtce, cień dziewczynki niemiłosiernie się trząsł. Przerażona
matka podbiegła do dziecka, a z jej ramion (Susan) coś zeskoczyło na podłogę.
Było jasne i przemoczone równie co tego wcześniejsze schronienie
(czytaj. Kurtka dziewczyny).
- Puszek
! Nie uciekaj oni nic Ci nie zrobią. – krzyknęła, biorąc ponownie kota w
ramiona i przy okazji oddając matce przemoczoną kurtkę. Kot jednak nie wydawał
się być zadowolony z takie dozy pieszczot i wyskoczył z jej czułych objęć.
Hermiona spoglądała na swoją pociechę wilkiem.
- Nie
waż mi się go podnosić, a kurtkę powieś w łazience. – rozkazała córce,
przyglądając się uważnie sierciuchowi, który obwąchiwał uważnie każdą z jej
nóg.
- A co
zrobimy z kotem, mogę go zatrzymać ? – dopytywało się dziecko, z uwielbieniem
wpatrując się w kulkę, która łasiła się do nóg jej rodzicielki.
- Nie.
Oddamy go jutro Ronowi. – zakazała.
- Ale
mamo …
-
Koniec, kropka. Gdy zagłodziliście chomiki, powiedzieliśmy z Wiktorem , że
więcej zwierząt mieć nie będziecie, a nasze zdanie się nie zmieniło w tej
sprawie.
- Ja
bardzo proszę, mamo. – błagała, klękając na parkiecie.
- Nie ma
w ogóle mowy. Wstań z podłogi bo się przeziębisz.
- Będę
się nim opiekować. – mówiła załzawionymi oczami Susan.
- Nie. Nawet nie myśll że wymusisz to na Nas płaczem.
- Tato…
-
Hermiona, powinnićmy daj im szanse.
-
Przestań. Erick weź siostrę i umyjcie zęby. Tata zaraz do was przyjdzie i
poczyta Wam bajkę. – chłopak chwycił siostrę za rękę i ruszyli schodami w górę.
Hermiona pozbierała naczynia ze stołu i część z nich włożyła do zmywarki, a
resztę do zlewozmywaka, gdzie napuściła wodę, którą podgrzała różdżką, aby za
chwilę na jej powierzchni zaczęły pojawiać się przejrzyste bąbelki. Zaklęciem
ochronnym otuliła ręce, następnie nastawiła odpowiednio zmywarkę, by móc oddać
się tak żmudnej czynności jaką było zmywanie naczyń.
- Czemu
nie użyjesz ty różdżka ? – śmieszyła ją fatalna odmiana Wiktora, lecz w tej
chwili była na niego zbyt zła, aby zwrócić uwagę na błąd jaki popełnił. Nie
odpowiedziała mu, nadal z jeszcze większą upartością i siłą zaczęła czyścić
brud z pozłacanych talerzy. Silne ręce
oplotły jej talię, a ciepłe usta zaczęły składać pocałunki na jej szyii.
Zdenerwowanie ulotniło się z Hermiony, pod wpływem pieszczot Wiktora.
- Wybaczam
Ci, ale nie życzę sobie, abyś podważał moje zdanie w towarzystwie dzieci. Teraz
idź się połóż, tylko na mnie nie czekaj.
- Czemu
to ?
- Będę
spać na kanapie. Zapomniałeś że dzisiaj wypada TA noc w miesiącu.
-
Pamiętam, ale … może ty potrzebujesz opieki, a
niu separowania.
-
Wiktor, sama wiem jak o siebie zadbać.
- Załóż
lekki, ty pamiętać. Rano wyjadę wcześniaj. – spojrzał na nią przepraszającym
wzrokiem, złożył kolejny, skromniejszy pocałunek na jej karku i bez słowa
wyszedł, pozostawiając ją samą w salonie.
Stała
tak przez chwilę patrząc za mężczyzną. Oczywiste było dla wszystkich dookoła,
że to tylko kwestia dni, kiedy Wiktor zdecyduje się jej oświadczyć. Lecz ona
nie wiedziała, czy powinna odpowiedzieć mu symboliczne „tak” .
Wiktor był dla niej, bez wątpienia kimś
wyjątkowym i zajmował specjalne miejsce w jej sercu oraz życiu. To miejsce
jednak nie było postawione, aż tak wysoko, jak mogłoby się wszystkim wydawać. Był
kimś więcej niż przyjacielem, ale nie mężczyzną, któremu oddałaby serce.
Doskonale się nadawał do roli ojca jej dzieci, ale nie na męża, który dawał
by jej powody do szczęścia samym swym
byciem. Owszem poszłaby za nim nawet w ogień, ale jako za przyjacielem, nie
kochankiem.
Była
rozłamana, pomiędzy swoim szczęściem, a szczęściem dzieci oraz Wiktora.
- Co ja
mam zrobić ? – szepnęła do kota, który kiedy tylko usiadła na kanapie w salonie
wkradł się na jej kolana. Spojrzał na nią szarymi oczami i przekrzywił lekko
głowę, jakby chciał jej pomóc, ale jego postać nie pozwalała mu na to.
Zerwała
się gwałtownie z mebla, z zrzucając z siebie zwierzę i kierując się do komody,
z której wnętrza wyciągnęła dwa koce – jeden czarny, drugi zielony. Ponownie
wróciła w obręby sofy, gdzie rzuciła na parkiet czarny koc i przywołała z
kuchni miskę z mlekiem. Sama położyła się i okryła kocem, chcą zapaść w głęboki
sen.
Jednak
nie było to jej dane, bo zaledwie po trzech godzinach, po tym jak oddała się
objęcia Morfeusza, obudziła się. Czuła delikatne mrowienie w lewej nodze i
piekące szczypanie w zabliźnionej ranie. Zignorowała dyskomfortowe uczucie
i ponownie zapadła w sen.
Po niespełna
trzydziestu minutach , ogień jaki wręcz rozrywał jej nogę, obudził ją. Syknęła
przeciągle z bólu, następnie zatopiła rękę pod poduszką. Przeszukała cały
materiał, lecz nie znalazła swojej różdżki, a ból w nodze stawał się nie do zniesienia
i przybierał na mocy z każdą sekundą. Zdesperowana kobieta, praktycznie nie
myśląc logicznie wstała z sofy i ruszyła w stronę kuchni. Zrobiła zaledwie trzy
kroki i wylądowała na dywanie. Nieszczęśliwym trafem, wylądowała na plastikowej
zabawce, która bezkarnie wbiła się w jej bolący narząd ruchu wprowadzając ją w
stan agonii. Nie mogąc powstrzymać bólu i cisnącego się na jej usta jęku,
zemdlała.
I co sądzicie ? Mam nadzieje, że się spodobało. Nie jest perfekcyjne, ale aż takie złe chyba też nie ? Czekam na Wasze komentarze ;]
A cóż to się stało naszej biednej Hermionie?? Ciekawa jestem następnego rozdziału, może zdradzisz coś więcej ;p no i fakt! Wiktor nie jest dla niej, bo dla niej jest Severus! c: weny!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNasza biedna Hermiona w trakcie wojny oberwała zaklęciem od Narcyzy i Bellatrix ;<. I tak mogłoby być z nią gorzej gdyby nie Draco, Sev (<3) i Pomfrey. Co do następnego rozdziału to się zdziwisz ;D Baaaardzo ;]]
OdpowiedzUsuńA u mnie jest już rozdział 4 :>
OdpowiedzUsuńCałkiem nieźle, podobało mi się! ;)
OdpowiedzUsuńSierściuch w domu <3
Któż uratuje Hermionę? ^^ Jestem ciekawa baaardzo! :>
Weny!
zapraszam na rozdział 5 sevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńHej, Silver! ;>
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak ujrzałam Twojego bloga i nie mogłam przejść obojętnie ^^^
Podoba mi się i zapowiada mi się interesująco. Może niekoniecznie wraz z Wiktorem plątającym się pomiędzy nogami, ale pocieszam się faktem, iż nie usłyszy "Tak", a nawet jeśli - broń Merlinie - to nie szczerego "Tak" :D
Widzę potencjał w całej Twojej historii. Nie natknęłam się jeszcze na opowiadanie, które przedstawiałoby Hermionę z dwójką dzieci i wychowującą je razem z Krumem, co wprowadza coś nowego i świeżego c;
Czekam na więcej i proszę, byś napisała mi w spamowniku, gdy pojawi się nowy rozdział ;3 A może akurat spodoba Ci się to, co także ja bazgrolę? Kto wie? :>
Ściskam ciepło,
Lizzy C;
Mi się bardzo podobało, kiedy używa się w opowiadaniach "dorosłych" słów. Wtedy opowiadanie nabiera takiej emocjonalnej doskonałości i całość jest bardzo realistyczna :D
OdpowiedzUsuńPomysł całkiem fajny, chociaż jeszcze nie jestem pewna, czy dotrwam do końca.
OdpowiedzUsuńKreatywnie, zadzwiasz koncepcją ;) / http://severhermione.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń