niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 2.


Cześć Wam ! Rozdział drugi nadal jest nie betowany, za co przepraszam. Na pewno pojawią się jakieś błędy (w szczególności z moją przypadłością ;// ) , więc za nie też przepraszam. Tak więc przypomnę, że Erick i Susan nie są biologicznymi dziećmi Wiktora, na początku podkreślałam to ( np. " (...) "ojca" (...) " ), lecz później odpuściłam to sobie. Mam nadzieje, że mi wybaczycie ; ]  
Miłego czytania, oby Wam się spodobało.
Ps- W wypowiedziach Wiktora są błędy zamierzone.

- Mamooo !
- Wróciliśmy !  
Kobieta najpierw usłyszała dwie pary cichych kroków, skradających się tuż za jej fotelem, a potem znacznie cięższe skierowane za chowającą się parką. 

- Ciii… Za chwilę skończę. Dajcie mi jeszcze minutkę .
- Słyszycie robry ? – powiedział Krum, łapiąc  pod ręce Ericka i czochrając burzę loków Susan. Malec zaczął się wyrywać z objęć "ojca", lecz ten nie dawał za wygraną i dalej trzymał go w mocnym uścisku. Po chwili na pomoc bratruszyła młodsza siostra, która uwiesiła się nogi mężczyzny chcąc go w jakiś sposób unieruchomić. 

- Skończyłam. – powiedziała radośnie kobieta i odłożyła książkę na stojący  tuż przed nią stolik. Spojrzała na rozgrywającą się tuż przed nią scenę i wgłębi ducha uśmiechnęła się, widząc taką czystą beztroskę odgrywającą się na jej nowiutkim dywanie w brudnych butach. – Ściągać te buciory, ale już ! Ile razy Wam mówiłam, że w butach do qudditcha nie macie chodzić po domu, a co dopiero po NOWYM dywanie. – powiedziała grobowym tonem, ale zdradziła ją delikatna nuta czułości, którą dało się wyczuć w jej wypowiedzi.. – Wiktor zostaw moje dzieci. – powiedziała uśmiechając się do chłopaka.  
- Twoje ?! – zbuntował się, ale postawił "syna" na ziemie.
- Tak.
- Przyczyniłem się do ich wychowania w takim samym stopniu jak ty.
- Mhm oczywiście, tylko JA rodziłam je w bólach i cierpieniach, kiedy ty śmigałeś sobie na miotle. Gdyby nie Draco i Severus nie wiem, jakby to zniosła.
- To był cios poniżej pasa. Obrażam się – odparł i aby podkreślić swoje podejście do tej sytuacji, założył obie ręce na siebie. Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie i „odczepiła” Susan od nóg Wiktora. – Jak się bawiliście ?
- Okropnie.
- Fajnie.
- Mogło być lepiej. 
- Ustalcie wspólną wersję, a ja pójdę zrobić kolację.
- Chodź Erick, pokaże Ci coś w szopie. – powiedział mężczyzna biorąc syna pod ramię i wyprowadzając pod drzwi ogrodowe.
- Mogę iść z Wami ? -  zaćwierkotała radośnie dziewczynka.
- Nie, to jest tylko dla chłopaków. – powiedział jej brat i dumnie wyprężył pierś.
- Twój brat ma rację, ale obiecuję że jutro Tobie coś pokaże w ogrodzie, okey ?
- Okey. – odparła nieprzekonana czterolatka. 

Kiedy tylko ojciec z synem zniknęli za drzwiami, Hermiona weszła ponownie do pokoju z tacą pełną kanapek, sokiem pomarańczowym i herbatą. Spojrzała na smutną buzię córeczki i wzięła ją na kolana, powolnymi ruchami zaczęła gładzić jej plecy chcą dodać jej otuchy. Jako matka znała czułe punkty swoich dzieci i wiedziała,  że „drapanie” po plecach do nich z pewnością należało. Poczuła jak pod wpływem jej dotyku, Susan się rozluźnia a smutek z niej ulatuję. 

- Weź sobie kanapeczkę. – powiedziała nakładając na talerz jedną z najmniejszych kanapek z ogórkiem, żółtym serem i szynką. Jej dzieci nigdy nie miały problemów z jedzeniem, więc dlaczego miałaby im szczędzić tych chwil przyjemności jakie dawało urozmaicone jedzenie. 
Mała szybko zaczęła pochłaniać przysmaki z talerza i już po chwili uśmiechała się promiennie zjadając okruszki. 

- Weź sobie jeszcze jedną, jak Ci smakuje, kochanie. – nie uzyskała odpowiedzi, bo mała buźka dziewczynki, ponownie była zapchana kuchnią matki. Wiedząc minę córki, podała jej herbatę i kawałek serwetki, aby wytrzeć jej twarz.
- Pychota.
- Cieszę się. Już Ci lepiej ? -  odparło jej skinienie głowy. – Dobrze to teraz pójdź zawołać chłopaków. 

Susan nie trzeba było powtarzać. Nim matka się spostrzegła, burza ciemnobrązowych loków znikała za ogrodowymi drzwiami. Rozłożyła resztę talerzy na stolę i przyniosła ze stojącej w rogu pokoju komody, porcje szklanek. Do każdej z nich nalała soku pomarańczowego, a do ostatniej dodała odrobiny wody. Wiedziała, aż za dobrze, że dzieci czarodziejów mają ograniczone możliwości przyswajania cukru, a w mugolskich sokach aż się od niego roiło, co nie omieszkała jej wytykać matka, przy każdej wizycie widząc Wiktora i Ericka z puszką coli. 

- Tato to było fantastyczne ! Nie wiedziałem, że mamy coś takiego w szopie. Dasz mi kied…
- Jak bendziesz starszy. Teraz jestę za młoda.
- Hallo ziemia do mężczyzn, kolacja czeka. Erick ta ostatnia jest twoja – powiedziała wskazując na szklankę.
- Dziękuję.
- A Susan została w ogrodzie ?
- Nie mam pojęcia, przeciesz była tutaj z Toba cały czasa. – powiedział czarodziej, pomiędzy połykaniem kanapek.
- Jak to ? Kazałam jej iść po was.
- Nikt po Nas nie przyszedł.
- Fantastycznie, nie ma co. Idź po nią, ja sama nie zejdę po tych schodach.
- Przesadzasz, zaraz tutaj przyjdzie zobaczasz.
- Zaraz to się ściemni. Masz po nią iść ! -  w tym samym czasie drzwi wejściowe się otworzyły, a do salonu weszła Susan w przemoczonej kurtce, cień dziewczynki niemiłosiernie się trząsł. Przerażona matka podbiegła do dziecka, a z jej ramion (Susan) coś zeskoczyło na podłogę. Było jasne i przemoczone równie co tego wcześniejsze schronienie (czytaj. Kurtka dziewczyny).
- Puszek ! Nie uciekaj oni nic Ci nie zrobią. – krzyknęła, biorąc ponownie kota w ramiona i przy okazji oddając matce przemoczoną kurtkę. Kot jednak nie wydawał się być zadowolony z takie dozy pieszczot i wyskoczył z jej czułych objęć. Hermiona spoglądała na swoją pociechę wilkiem.
- Nie waż mi się go podnosić, a kurtkę powieś w łazience. – rozkazała córce, przyglądając się uważnie sierciuchowi, który obwąchiwał uważnie każdą z jej nóg.
- A co zrobimy z kotem, mogę go zatrzymać ? – dopytywało się dziecko, z uwielbieniem wpatrując się w kulkę, która łasiła się do nóg jej rodzicielki.
- Nie. Oddamy go jutro Ronowi. – zakazała.
- Ale mamo …
- Koniec, kropka. Gdy zagłodziliście chomiki, powiedzieliśmy z Wiktorem , że więcej zwierząt mieć nie będziecie, a nasze zdanie się nie zmieniło w tej sprawie.
- Ja bardzo proszę, mamo. – błagała, klękając na parkiecie.
- Nie ma w ogóle mowy. Wstań z podłogi bo się przeziębisz.
- Będę się nim opiekować. – mówiła załzawionymi oczami Susan.
- Nie. Nawet nie myśll że wymusisz to na Nas płaczem.
- Tato…
- Hermiona, powinnićmy daj im szanse.
- Przestań. Erick weź siostrę i umyjcie zęby. Tata zaraz do was przyjdzie i poczyta Wam bajkę. – chłopak chwycił siostrę za rękę i ruszyli schodami w górę. Hermiona pozbierała naczynia ze stołu i część z nich włożyła do zmywarki, a resztę do zlewozmywaka, gdzie napuściła wodę, którą podgrzała różdżką, aby za chwilę na jej powierzchni zaczęły pojawiać się przejrzyste bąbelki. Zaklęciem ochronnym otuliła ręce, następnie nastawiła odpowiednio zmywarkę, by móc oddać się tak żmudnej czynności jaką było zmywanie naczyń.
- Czemu nie użyjesz ty różdżka ? – śmieszyła ją fatalna odmiana Wiktora, lecz w tej chwili była na niego zbyt zła, aby zwrócić uwagę na błąd jaki popełnił. Nie odpowiedziała mu, nadal z jeszcze większą upartością i siłą zaczęła czyścić brud z  pozłacanych talerzy. Silne ręce oplotły jej talię, a ciepłe usta zaczęły składać pocałunki na jej szyii. Zdenerwowanie ulotniło się z Hermiony, pod wpływem pieszczot Wiktora.
- Wybaczam Ci, ale nie życzę sobie, abyś podważał moje zdanie w towarzystwie dzieci. Teraz idź się połóż, tylko na mnie nie czekaj.
- Czemu to ?
- Będę spać na kanapie. Zapomniałeś że dzisiaj wypada TA noc w miesiącu.
- Pamiętam, ale … może ty potrzebujesz opieki, a  niu separowania.
- Wiktor, sama wiem jak o siebie zadbać.
- Załóż lekki, ty pamiętać. Rano wyjadę wcześniaj. – spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem, złożył kolejny, skromniejszy pocałunek na jej karku i bez słowa wyszedł, pozostawiając ją samą w salonie. 

Stała tak przez chwilę patrząc za mężczyzną. Oczywiste było dla wszystkich dookoła, że to tylko kwestia dni, kiedy Wiktor zdecyduje się jej oświadczyć. Lecz ona nie wiedziała, czy powinna odpowiedzieć mu symboliczne „tak” .
 Wiktor był dla niej, bez wątpienia kimś wyjątkowym i zajmował specjalne miejsce w jej sercu oraz życiu. To miejsce jednak nie było postawione, aż tak wysoko, jak mogłoby się wszystkim wydawać. Był kimś więcej niż przyjacielem, ale nie mężczyzną, któremu oddałaby serce. Doskonale się nadawał do roli ojca jej dzieci, ale nie na męża, który dawał by  jej powody do szczęścia samym swym byciem. Owszem poszłaby za nim nawet w ogień, ale jako za przyjacielem, nie kochankiem.
Była rozłamana, pomiędzy swoim szczęściem, a szczęściem dzieci oraz Wiktora. 

- Co ja mam zrobić ? – szepnęła do kota, który kiedy tylko usiadła na kanapie w salonie wkradł się na jej kolana. Spojrzał na nią szarymi oczami i przekrzywił lekko głowę, jakby chciał jej pomóc, ale jego postać nie pozwalała mu na to.
Zerwała się gwałtownie z mebla, z zrzucając z siebie zwierzę i kierując się do komody, z której wnętrza wyciągnęła dwa koce – jeden czarny, drugi zielony. Ponownie wróciła w obręby sofy, gdzie rzuciła na parkiet czarny koc i przywołała z kuchni miskę z mlekiem. Sama położyła się i okryła kocem, chcą zapaść w głęboki sen.
Jednak nie było to jej dane, bo zaledwie po trzech godzinach, po tym jak oddała się objęcia Morfeusza, obudziła się. Czuła delikatne mrowienie w lewej nodze i piekące szczypanie w zabliźnionej ranie. Zignorowała dyskomfortowe uczucie i  ponownie zapadła w sen. 
 Po niespełna trzydziestu minutach , ogień jaki wręcz rozrywał jej nogę, obudził ją. Syknęła przeciągle z bólu, następnie zatopiła rękę pod poduszką. Przeszukała cały materiał, lecz nie znalazła swojej różdżki, a ból w nodze stawał się nie do zniesienia i przybierał na mocy z każdą sekundą. Zdesperowana kobieta, praktycznie nie myśląc logicznie wstała z sofy i ruszyła w stronę kuchni. Zrobiła zaledwie trzy kroki i wylądowała na dywanie. Nieszczęśliwym trafem, wylądowała na plastikowej zabawce, która bezkarnie wbiła się w jej bolący narząd ruchu wprowadzając ją w stan agonii. Nie mogąc powstrzymać bólu i cisnącego się na jej usta jęku, zemdlała.  

I co sądzicie ? Mam nadzieje, że się spodobało. Nie jest perfekcyjne, ale aż takie złe chyba też nie ? Czekam na Wasze komentarze ;]

10 komentarzy:

  1. A cóż to się stało naszej biednej Hermionie?? Ciekawa jestem następnego rozdziału, może zdradzisz coś więcej ;p no i fakt! Wiktor nie jest dla niej, bo dla niej jest Severus! c: weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasza biedna Hermiona w trakcie wojny oberwała zaklęciem od Narcyzy i Bellatrix ;<. I tak mogłoby być z nią gorzej gdyby nie Draco, Sev (<3) i Pomfrey. Co do następnego rozdziału to się zdziwisz ;D Baaaardzo ;]]

    OdpowiedzUsuń
  3. A u mnie jest już rozdział 4 :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkiem nieźle, podobało mi się! ;)
    Sierściuch w domu <3
    Któż uratuje Hermionę? ^^ Jestem ciekawa baaardzo! :>
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. zapraszam na rozdział 5 sevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, Silver! ;>
    Właśnie tak ujrzałam Twojego bloga i nie mogłam przejść obojętnie ^^^
    Podoba mi się i zapowiada mi się interesująco. Może niekoniecznie wraz z Wiktorem plątającym się pomiędzy nogami, ale pocieszam się faktem, iż nie usłyszy "Tak", a nawet jeśli - broń Merlinie - to nie szczerego "Tak" :D
    Widzę potencjał w całej Twojej historii. Nie natknęłam się jeszcze na opowiadanie, które przedstawiałoby Hermionę z dwójką dzieci i wychowującą je razem z Krumem, co wprowadza coś nowego i świeżego c;
    Czekam na więcej i proszę, byś napisała mi w spamowniku, gdy pojawi się nowy rozdział ;3 A może akurat spodoba Ci się to, co także ja bazgrolę? Kto wie? :>

    Ściskam ciepło,
    Lizzy C;

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi się bardzo podobało, kiedy używa się w opowiadaniach "dorosłych" słów. Wtedy opowiadanie nabiera takiej emocjonalnej doskonałości i całość jest bardzo realistyczna :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Pomysł całkiem fajny, chociaż jeszcze nie jestem pewna, czy dotrwam do końca.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kreatywnie, zadzwiasz koncepcją ;) / http://severhermione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy